30-06. 30-06.
658
BLOG

Szabla polska czyli "Aby było z honorem narodu naszego"

30-06. 30-06. Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Żadna broń nie jest tak bliska sercu Polaka jak szabla. Towarzyszyła nam podczas dni największej chwały wojennej, tułała się po świecie z wygnańcami ze zniewolonej ojczyzny i wyrąbywała drogę do wolności z zaborów. Kojarzona z husarią, ułanami, z panem Wołodyjowskim i Kmicicem, z pół bitewnych trafiła w końcu i do naszego hymnu narodowego. Po drodze obrosła wieloma mitami powtarzanymi i dzisiaj.

Bo jak to w końcu jest? Czy husarka przynależy się tylko husarzom a ordynka ordyńcom? Co w takim razie począć z węgierką, albo zygmuntówką? Która lepsza do walki z konia, która do pojedynku?

Na wstępie trzeba od razu zaznaczyć, że husarka, węgierka, batorówka, zygmuntówka, ordynka wszystko to są nazwy dobrze ugruntowane, ale które, moim zdaniem, bardziej szkodzą niż pomagają w systematycznym ujęciu problemu. Tak na przykład, węgierki bywały często batorówkami, ale tylko wtedy jeśli wyobrażono na ich głowni postać króla Stefana Batorego. Na dodatek część z tych nazw ukuta została całkiem niedawno i jest zupełnie myląca. Dlaczego bowiem szabla o zamkniętej rękojeści z paluchem nazywana jest husarską? Czy husarze byli jej wyłącznymi użytkownikami? A jeśli tak to którzy husarze, ci z bitwy pod Orszą w 1514 roku czy ci którzy stawali w bitwie Wiedniem 1683? Wszak uzbrojenie husarza zmieniało się na przestrzeni tych z grubsza 200 lat istnienia tej formacji dość znacznie. Forma samej szabli również ewoluowała, zmieniała się krzywizna głowni, jej kształt, waga, a szczególnie oprawa, czyli po prostu rękojeść .

Żeby uniknąć tego typu nieścisłości lepiej jest przyjąć prostsza typologię, na przykład taką, którą zaproponował Zabłocki opartą na wyglądzie oprawy. Jest to łatwy i przejrzysty sposób na grupowanie szabel do siebie podobnych pod względem konstrukcyjnym. I tak szabla potocznie zwana husarką o zamkniętej rękojeści to typ I szabla węgierska i węgiersko-polska, a wiec szable o rękojeści otwartej z długim jelcem, to typ III itd.

Zostawiając samą terminologię na boku, czy można mówić, że dany typ szabli np. husarska była bronią pojedynkową lub nie, odpowiednią do walki pieszej lub tylko konnej?

O samych pojedynkach w Polsce w czasach gdy szabla zastąpiła miecz wiadomo tylko tyle, że były zakazane prawem cywilnym i wojskowym, a mimo to zdarzały się. Jak powszechnie tego nie wiadomo. Z jednej strony Łoziński w „Prawem i Lewem” pisze:

 „Przez całe niemal półwiecze w całym województwie ruskim przechowały się w aktach zaledwie ślady trzech pojedynków...”.

/W. Łoziński „Prawem i lewem” Lwów 1903

Z drugiej strony z pamiętników Paska wiemy, że pojedynkował się nawet trzykrotnie w ciągu jednego dnia. Faktem jest, że pojedynki rzadko odbywały się w sposób sformalizowany tak jak miało to miejsce na zachodzie Europy, częściej były to spontaniczne bójki wynikające z różnicy zdań podczas suto zakrapianych alkoholem zabaw. Nad czym wg. Naimskiego mocno ubolewali cudzoziemcy:

"Cudzoziemcy którzy później służyli w wojsku Rzeczypospolitej, ubolewają bardzo, że Polacy nie mają tak delikatnych wyrażeńo uchybieniu w grzeczności, że się wprzód na ręce potykają, albo od razu w dziki prawie sposób rwą się do szabel".

/J. Naimski "O pojedynkach" Warszawa 1881

 Co więcej sprawy honorowe rzadko trafiały do ksiąg sądowych, bo strony nie dochodziły praw przed sądem, a wolały się godzić mniej formalnie, stąd być może przeświadczenie Łozinskiego, który z takich źródeł w swojej pracy korzystał.

Pojedynkowano się z resztą nie tylko jeden na jeden. Zdarzało się, że do walki stawały całe chorągwie, jak to miało miejsce w 1665 roku pomiędzy chorągwią dragońską hetmana polnego Michała Paca a towarzystwem roty husarskiej hetmana polnego litewskiego Wincentego Gosiewskiego. Husarze dragonów solidnie pokiereszowali a rannego porucznika wzięli do niewoli, co tak zostało opisane:

"... gdyśmy się jęli macać, tak Pan najwyższy zrządził, żeśmy ich ośmdziesiąt zniósłszy, samego porucznika rannego razy kilka wzięli i chorągiew z bębnami, że ich z kilkunastu na wozach wywieźli, gdyśmy im parol dawszy i od nich wzajem przyjąwszy, chorągiew z bębnami wrócili i samego porucznika puścili".
/M. Nagielski "Rębajło z powiatu wiłkomirskiego", "Mówią Wieki" 2003, nr 8/

 

Pan Jan zawołanym był rębajłą i stawał zarówno na szable jak i na pistolety (konno), a że pamiętniki spisywał ,wzorem wielu panów braci z epoki, co nieco wiemy o tych jego przygodach z których to naliczyłem nie mniej niż 14 starć na ostre. Przy całej swej krewkości pan Jan musiał mieć sporo umiejętności szermierczych i szczęścia bo oprócz „jednego sztychowego” w burdzie karczemniej, w której przez przypadek obciął rękę swojemu przyjacielowi Zabuskiemu i cięcia w głowę od pana Snarskiego, po którym obudził się goły a co gorsza ciężko ranny, udawało mu się wyjść z większości starć bez szwanku.

 

Wspomniany wcześniej pan Jan Chryzostom Pasek był nie mniej skory do bijatyki. W swoich pamiętnikach opisuje również kilkanaście takich okazji kiedy szable były w użyciu.

 

Wiemy już więc, że pojedynkowano się za pomocą szabli na pewno. Nadal nie wiemy jakiej. Najpewniej takiej jaka była aktualnie pod ręką. Zdarzało się także używać i pistoletu i nadziaka, czyli broni obuchowej zakończonej z jednej strony ostrym kolcem. Taką to bronią Samuel Zborowski ranił śmiertelnie pana Wapowskiego w zwadzie z Tęczyńskim za co skazany został na banicję.

 

Znane, choć rzadkie, są pojedynki na kopie takie jak ten pomiędzy Piotrem Łaszcem a Joachimem Śląskim z roku 1607. Wybór tej broni mógł być podyktowany faktem, że obaj byli husarzami. Pojedynek zakończył się dla Śląskiego tragicznie. Trafiony kopią w twarz zginął na miejscu. Jeszcze inny pojedynek na kopie z czasów Stefana Batorego co prawda nie doszedł do skutku, bo gotowych do walki pana Jordana i pana Pękosławskiego rozdzielono, ale obaj panowie stawili sie „jako do potrzeby”. Do skutku doszedł inny pojedynek na kopie pomiędzy służącym po husarsku Chorwatem a niejakim Mszczonowskim, sługą Samuela Zborowskiego,o którym czytamy w jego pamiętnikach:

 

„Tym czasem król po skończonym senacie, schodami do pokojów swoich wracając, zatrzymał się w miejscu, bo widział jak Chorwata z Moszczyńskim już gotowi do boju stali. Natychmiast obadwa przy niezmiernym tłumie ludzi, na rozpuszczonych koniach zwarli się z sobą. Moszczyński przeszył tarczę przeciwnika, lecz bez uszkodzenia jego; Chorwata zaś przebiwszy kulbakę, ugodził Moszczyńskiego w lędźwie, a nieprzestając na tym, dobył z pod kolana pałasza i byłby mu nowązadał ranę, gdyby Węgrzynów krzykiem niezostał był powstrzymany.”

 / Pamiętniki Samuela Z b o r o w s k i e g o, zebrane przez L. S. Poznań 1844 w J. Moraczewski  „Dzieje Rzeczypospolitej” Poznań 1863 

Była więc i kopia bronią pojedynkową, a raczej nią bywała.

 

Nie zmienia to faktu, że większość opisów pojedynków dotyczy starć na szable, pewnie ze względu na ich rozpowszechnienie.

 

Bito się na więc na szable, a i to chyba najczęściej, kopie, nadziaki, strzelano do siebie pieszo jak i z konia, bito się nawet na gołe pięści, ale to zwykle zanim szable poszły w ruch.

 

Bez sensu jest więc mówienie o tym czy jakaś broń była pojedynkowa czy też nie. Takie kryteria można by może zastosować do broni używanej w wysoce zrytualizownych pojedynkach pomiędzy członkami niemieckich korporacji studenckich w XIX i XX w. czyli tzw. menzurach. Walka na szlagiery, rodzaj obosiecznego rapiera, odbywała się na stałym dystansie, w pozycji stojącej, a pole trafienia ograniczone było do twarzy.

 

Część druga o tym jak walczono szablą i o tym do jakiej walki się ona nadaje wkrótce.

 

 *Tekst powstał częściowo jako polemika z notka opublikowana przez @Ryuuk przytaczam wiec link do jego notki dla ciekawych.

 

http://ryuuk.salon24.pl/497661,husarka-nie-byla-bronia-pojedynkowa

 

 Tytuł zaczerpniety częsciowo z Dyaryusza wiedeńskiej okazji autorstwa Mikołaja na Diakowcach Diakowskiego (Dyakowskiego) Kraków 1861

 

 

30-06.
O mnie 30-06.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura